Zabawa w pochowanego

"Zabawa w pochowanego" (Ready or Not, 2019) źródło
   W ciągu roku nieczęsto zdarza mi się wybrać film z gatunku grozy jako wieczorną rozrywkę. Nie oznacza to, że za nimi nie przepadam. Bawię się na większości świetnie, szczególnie podczas seansu na wielkim ekranie. Mimo wszystko uważam, że wrażenia są najlepsze, kiedy dzieli się je z innymi, a na to nie zawsze są chętni.

   W tym roku z okazji Halloween miałam okazję zobaczyć „Zabawę w pochowanego” - horror z czarnym humorem. Po zwiastunie od razu można było wywnioskować, że będzie pokazanych wiele krwawych scen. Nie jestem fanką gore, ale nie ma takiego filmu, którego sztuczka z patrzeniem przez palce czy ponad ekran by nie załatwiła.

   Akcja dzieje się w przepięknej, ogromnej posiadłości. Główną bohaterką jest świeżo upieczona żona, która nie może się doczekać nocy poślubnej. Zanim to jednak nastąpi, rodzina pana młodego zaprasza w ramach inicjacji wszystkich członków do losowej gry. Całość zapowiada się niewinnie i panna młoda zgadza się na zabawę. Zły los sprawia, że trafia na „czarnego Piotrusia”, a nocna gra zamienia się w koszmar. O północy zaczyna się polowanie na młodą żonę.

   „Zabawa w pochowanego” to film przede wszystkim przyjemny dla oka – ładnie skomponowane kadry i klimatycznie dobrana garderoba. Zdecydowanie bardziej niż dialogi bawi niedorzeczna sytuacja. Horror ten cenię najbardziej za postaci, które można z miejsca pokochać. Świetnie ukazano też przemianę głównej bohaterki. Dźwięk i muzyka umknęły mojej uwadze, co świadczy o tym, że niczym się nie wyróżniały. Ogromnym minusem dla mnie jest to, że nie odczuwałam napięcia przy żadnej ze scen, nie licząc tych brutalnych.

   Ogólnie rzecz biorąc, uważam ten film za przeciętny. Nie znalazłam w nim dla siebie niczego wyjątkowego.

Ms


Komentarze