Po raz pierwszy mam
świadomość tego, że dałam się wkręcić w kupienie książki.
Okoliczności
Od jakiegoś czasu
śledzę scenę polskiego bookstagramu - innymi słowy obserwuję konta na
Instagramie poświęcone książkom. Tym sposobem nie tylko oglądam cudownie
estetyczne zdjęcia, ale również czytam różne recenzje, znajduję inspiracje oraz
jestem bardziej na bieżąco z premierami wydawniczymi.
Tak się składa, że
"Wojna Makowa" wyjątkowo gęsto zaczęła pojawiać się wszędzie, gdzie
padł mój wzrok. Nie tylko na Instagramie, gdzie recenzenci masowo dzielili się
bardzo pozytywnymi wrażeniami, ale także na YouTubie czy na ekranach w metrze,
gdy jechałam z rana na zajęcia. Byłam na finalnym rozdziale ostatniego tomu
"Kronik Wardstone" - trzynastotomowej serii książek fantasy - i poszukiwałam godnego
następcy na towarzysza podróży. Odnalazłam go właśnie w "Wojnie
Makowej".
Wydanie
Gdy odebrałam
zamówioną przez siebie książkę z księgarni, zaskoczyło mnie, jak jest gruba.
Tego nie było widać na zdjęciach! Zawiera ok. 640 str. - weźcie to pod uwagę
jeśli tak jak ja macie zamiar codziennie ją ze sobą nosić. Co więcej, zaskoczył
mnie wianuszek nagród, pięknie wyeksponowany na tylnej okładce - m.in.. Nagroda
World Fantasy 2019 czy Goodreads Choice 2018. Stąd też dowiedziałam się, iż
książka jest debiutanckim utworem autorki. Ta informacja w
połączeniu z ilością nagród i nominacji sprawiła, że moje oczekiwania co do
powieści poszybowały w górę.
Od razu
zauważyłam też, że w tomie pojawiają się liczne ilustracje. Nie wiem czy to zasada,
którą kieruje się wydawnictwo, ale na podstawie książek które do tej pory
czytałam od wydawnictwa Fabryka Słów - "Achai" czy też w "Malowanym
człowieku" - zauważyłam, że zawsze zamieszczają ilustracje, które
dodatkowo są rewelacyjnie rozmieszczone (nie za wcześnie i nie za późno
względem tekstu). Dodatkowo w każdej z tych serii poszczególne rozdziały
również rozpoczynają się ładną grafiką; W przypadku "Wojny Makowej"
były to fragmenty użytych w tekście dużych ilustracji.
Treść
Z notki znajdującej
się w książce dowiadujemy się, że Rebecca F. Kuang studiuje historię Chin.
Trudno więc się dziwić, iż świat przedstawiony mocno przypomina Daleki Wschód.
Oczywista wydaje mi się inspiracja stosunkami chińsko-japońskimi, szczególnie z
okresu drugiej wojny światowej i po niej. Układ geograficzny nie pozostawia
złudzeń - wrogi kraj zamieszkujący wielokrotnie mniejszą wyspę w kształcie
półksiężyca, znajdującą się na wschód od lądu.
Z początku powieść
nie wydawała się tak ciężka. Miejscami odniosłam nawet wrażenie, że w pewnych
aspektach przypomina "Harry'ego Pottera".
Rin,
czternastoletnia sierota, zdecydowanie nie zgadza się na zaaranżowane przez jej
opiekunów małżeństwo. Postanawia przystąpić do bardzo trudnych egzaminów,
dzięki którym będzie miała szansę na studia. Dziewczyna nie może zadowolić się samym
zdaniem i tak piekielnie trudnych sprawdzianów - nie byłoby jej stać na czesne
- dlatego stawia sobie za cel dostanie się do elitarnej akademii
wojskowej, za którą nie musiałaby płacić. W akademii obowiązuje system według
którego od drugiego roku pobiera się nauki u konkretnego mistrza (po zostaniu przez niego wybranym i tylko jeśli dotrwa się do tego czasu). Każdy mistrz specjalizuje
się w konkretnej dziedzinie, m. in. medycynie, taktyce czy walce. Stąd moje
skojarzenie z Hogwartem i jego podziałem na domy.
Na tym jednak
podobieństwa do "Harry'ego Pottera" się kończą. "Wojna Makowa" zdecydowanie nie jest książką dla dzieci. Znajdujemy w niej wątki
dyskryminacji oraz bardzo, bardzo dużo okrucieństwa i przemocy - nieodłącznych elementów wojny. Jednak tym razem miałam wrażenie, że było inaczej, niż w przypadku ogromnych konfliktów toczących się w innych książkach, które czytałam. Tutaj autorka ewidentnie
nawiązywała do faktycznych zdarzeń historycznych - takich jak np. rzeź w
Nankinie.
Masakra w Nankinie była zbrodnią ludobójczą jakiej dopuścili się
Japończycy. Liczby ofiar nie są do końca znane, ze względu na to, że były
fałszowane, ale szacuje się je nawet na kilkaset tysięcy - żołnierzy i cywili.
Wydarzenie to odznacza się na kartach historii wyjątkowym okrucieństwem, ponieważ Japończycy
urządzili sobie z zabijania sport, wymyślając coraz to nowe kategorie - sposoby
na pozbawienie Chińczyków życia. Jednym z nich były chociażby zawody w ścinaniu
głów samurajskimi mieczami. Mimowolnie nasuwają mi się skojarzenia z tym, czego doświadczyli Polacy w rzezi wołyńskiej - właśnie przez to
okrucieństwo i bezwzględność, choć na nieporównywalnie mniejszą skalę. Zainteresowanych odsyłam choćby na szybkie wyszukanie informacji w Internecie, bo sama nie czuję się na sile, by o tych okropieństwach opowiadać.
"Kiedy mordowali moich kolegów z oddziału, spojrzałem jednemu z nich w oczy. Miałem nadzieję, że dostrzeże we mnie bliźniego… Kiedy jednak pochwycił mój wzrok, zrozumiałem, że nie łączy nas nic. W jego oczach nie było krztyny człowieczeństwa."
Warto wspomnieć
jeszcze o postaciach - ich różnorodności oraz relacjach, którymi były
połączone, a które zmieniały się wraz z biegiem wydarzeń. Główna bohaterka ma
bardzo ciekawy charakter - wybuchowa, uparta, niekiedy lekkomyślna i daje się
ponieść emocjom, co w gruncie rzeczy mocno napędza akcję powieści.
Zaintrygowała mnie też postać Kitaja, który posiada wyjątkową pamięć
(zapamiętuje wszystko, co raz zobaczy lub usłyszy) i jako jedyny zachowuje
spokój, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Do Nezhy i Altana można się z
czasem przekonać, podobnie z resztą jak do Jianga - ekscentrycznego mistrza
tradycji. W książce pojawia się też wiele innych postaci, ale to chyba głównie
dzięki tym kilku Rin nie zostaje nigdy z niczym sama.
Wrażenia po przeczytaniu "Wojny Makowej"
Czytanie "Wojny Makowej" było dla mnie ogromną przyjemnością. Wciągnęłam się od samego
początku i trudno było mi się od niej oderwać. Czytałam już nie tylko w
komunikacji, ale też czekając przed salą na zajęcia i przed snem. Wydarzenia
toczyły się tak nieprzewidywanie i w tak niesamowitym tempie, że żal było mi
odstawiać tom i wracać do obowiązków. Z pewnością polecam fanom fantastyki i
klimatów orientalnych, choć może lepiej poczekać, aż pojawią się wszystkie trzy
części. Osobiście żałuję, że nie mogę od razu sięgnąć po kolejny tom!
Również na blogu
Zaintrygowanych wcześniej wspomnianymi "Kronikami Wardstone" zachęcam do zapoznania się z moimi wrażeniami z:
Ms
Jestem zainteresowana tym wydaniem
OdpowiedzUsuńZapomniałam wspomnieć, że ma dwie różne propozycje okładki!
UsuńSerio ?fajnie
UsuńJedna z nich jest biała i bardziej elegancka, a druga ma niebieskie tło i wydaje mi się bardziej młodzieżowa ;)
Usuńja chyba jednak poczekam... bo jak już siądę to pochłonę wszystkie części od razu ;-)
OdpowiedzUsuńI słusznie :D
UsuńZdecydowanie czuję się zachęcony i z pewnością przeczytam
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, Arturze :)
UsuńKsiążki fantasy to nie moja bajka. Nie potrafię się do nich przekonać, ciężko mi się je czyta. O tej książce więc nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńJa mam odwrotnie - to książki, które czyta mi się najłatwiej. Potrafią mnie odciągnąć od rzeczywistości :)
Usuńto teraz dla równowagi można przeczytać "wojny futbolowe" :)
OdpowiedzUsuńWygooglowałam i brzmi bardzo interesująco!
UsuńCiekawa książka i recenzja też, zachęciłaś mnie do przeczytania, a poza tym lubię grube książki :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :) grube książki mają swój urok, prawda? ;)
UsuńOstatnio mam słabość do ilustracji w książkach. Bardzo podobają mi się te w książkach "Malowany Człowiek" czy "Pan Lodowego Ogrodu". Ta ze zdjęcia też wydaje się niczego sobie. Sama fabuła też wydaje się interesująca - bardzo lubię dopracowane, logiczne światy, czasami inspirowane tym rzeczywistym. A jeśli do tego czerpie ze wschodu to tym lepiej. Coś czuję, że to będzie mój 'must have' ;) Dzięki, szczególnie że bez Ciebie nie miałabym pojęcia o istnieniu powieści. Raczej nie śledzę dużej ilości stron z książkowymi tematami. Przynajmniej do tej pory tak było ;)
OdpowiedzUsuńJest mi bardzo miło!!! W "Malowanym człowieku" też były świetne ilustracje. Klimat Dalekiego Wschodu jest mi bardzo bliski ze względu na skończone studia japonistyczne. W wolnej chwili czytam raczej fantastykę, ale takie połączenie klimatu i fantasy było dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem :D Mam nadzieję, że Tobie też przypadnie do gustu, jeśli zdecydujesz się sięgnąć ^^
UsuńO tak również czytam przed snem, delektuje się i rozwijam w głowie dalsze losy. Lektura zdecydowanie dla dorosłego czytelnika mogącego zrozumieć zawiłości i nie bojącego się brutalnych scen. Mnie powyższe porównania do głowy nie przyszły, ale miło było się z nimi zapoznać!
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się chyba innego rozwoju wydarzeń z początku. Ale jak najbardziej, lektura zdecydowanie dla dorosłych ze względu na brutalność.
UsuńNo i super, że byłaś zadowolona z zakupu:)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie żałuję :D
UsuńDo mnie Wojna Makowa chyba nie dotarła - chociaż też obserwuję mnóstwo ksiązkowych profili, bo czytać lubię bardzo! :)
OdpowiedzUsuńPewnie obserwujemy różne profile, ja siedzę głównie w fantastyce ;) a Ty co lubisz czytać? :)
UsuńSuper że czas z tą ksiażką okazał sie przyjemnością dla Ciebie:)
OdpowiedzUsuńRównież bardzo się cieszę i z niecierpliwością czekam na kolejną część!
UsuńJako typową srokę okładkową bardzo mi się spodobały obie okładki - czarna i czerwona. I tylko z tego powodu jeszcze jej nie nabyłam bo nie mogę się zdecydować 🤣 a ty na którą wersję się zdecydowałaś?
OdpowiedzUsuńNa tę kolorową! :)
Usuń